Życie pani Bożeny Wołowicz to prawdziwe piekło. Jej sąsiedzi to rodzina stalkerów, która doprowadziła ją do skraju wytrzymałości psychicznej, przez co zmieniła miejsce zamieszkania.
Koszmar pani Bożeny rozpoczął się, kiedy rodzina K. wprowadziła się do sąsiedniego domu w 2013 roku. Niedługo po tym kobieta została oskarżona przez stalkerów o otrucie ich psa, a chwilę później o zorganizowanie napadu z bronią – w sumie złożyli ponad 200 zawiadomień o popełnieniu przestępstwa, z czego wszystkie zostały umorzone.
Jakby tego było mało rodzina lekarki nagminnie powoływała kobietę na świadka w sprawach, które rozgrywały się na terenie całej Polski zmuszając ją jednocześnie do składania zeznań. W konsekwencji zaczęła także śledzić każdy ruch pani Bożeny za pomocą wycelowanych w kierunku jej domu kamer. I choć wielokrotnie zgłaszała sprawę na policję, jak sama twierdzi, wierzono jej, lecz nie podejmowano żadnych działań
Czy może być jeszcze gorzej?
Interwencja „Uwagi!”
Dramatyczna sytuacja pani Bożeny już kilkukrotnie była przedstawiana w programie „Uwaga!” na antenie TVN.
Właśnie mija czwarta rocznica ataku na mnie. Oni wciąż pozostają bezkarni i nic nie wskazuje, że to się zmieni – zaznacza pani Bożena
Mimo licznych interwencji sąsiedzi wciąż nie zmienili swojego nastawienia do ofiary. Rodzeństwo K., które w szczególny sposób dało się we znaki pani Bożenie, zostało w końcu zatrzymane przez policję w styczniu 2018 roku. W konsekwencji dostało zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej na odległość mniejszą niż 50 metrów i kontaktowania się z nią. Muszą również regularnie zgłaszać się na komisariat.
Odizolowanie sprawcy od ofiary, to jedyna skuteczna droga, by tę sytuację zakończyć. Oni muszą poczuć, że wymiar sprawiedliwości im zagraża. Jeśli widzą ich bezradność, to korzystają z tego i bawią się w najlepsze – podkreśla Adam Straszewicz, psycholog kryminalny
Wyprowadzka
Pani Bożena musiała wyprowadzić się z domu, po tym, jak po raz kolejny została zatrzymana przez sąsiadkę, która zablokowała jej przejazd. Po tym incydencie policja objęła panią Bożenę ochroną, która daje jej poczucie fizycznego bezpieczeństwa, za co jest jej bardzo wdzięczna.
Od dziewięciu miesięcy przyjeżdżam do domu w asyście policji. W każdą sobotę, na sześć godzin, mam możliwość odwiedzić swój dom. Nie mogę w nim mieszkać, nie mam też możliwości go sprzedać. Sytuacja jest dramatyczna – wyznaje pani Bożena
Pani Bożena przyznaje, że nie ma wielkich wymagań. Chciałaby tylko móc normalnie wjeżdżać i wyjeżdżać ze swojego domu bez obawy, że ktoś będzie jej ubliżał, rzuci jej pod nogi petardę czy zacznie zagradzać jej drogę.
Gdzie aktualnie mieszka pani Bożena?
Nie wiadomo. Okazuje się, że nie wiedzą tego nawet bliscy kobiety.
Nie mogę powiedzieć, gdzie teraz mieszkam. Nawet moi bliscy tego nie wiedzą. Moje dzieci bardzo cierpią, bo nie mogą mi pomóc. Gdybym została sama z tym koszmarem to pewnie odebrałabym sobie życie, albo bym zwariowała
Wciąż nie wiadomo jednak, jak zakończy się przeciągający proces
Aktualnie trwa proces w sprawie rodziny K.. Przez cały ten czas do sądu od samego początku trafiały najróżniejsze wnioski, które miały na celu odsunięcie sędziów od prowadzenia tej sprawy. Jakby tego było mało, rodzina K. nie wstawiała się na kolejnych rozprawach sprytnie wykorzystując luki w przepisach. Rozprawach, na których obecny był m.in. także wuj rodziny pani Bożeny, który także padł ofiarą sąsiadów kobiety. W przeciwieństwie do kobiety był on jednak zastraszany głównie drogą internetową i telefoniczną.
Ogłoszenie wyroku
Decyzja sądu w sprawie stalkerów miała zapaść 11 stycznia 2019 roku. Był to dzień, na który pani Bożena czekała od bardzo dawna. Czekała z nadzieją, że w końcu będzie mogła wrócić do swojego domu i żyć bez obawy o to, co mogą zrobić jej sąsiedzi. Niestety, 11 stycznia sąd także nie wydał wyroku. Przypadek? A może znów jest to zasługą interwencji sąsiadów?
Państwo prawa nie działa, to skandal – podsumowała pani Bożena
Nie boją się policji
Nie wygląda na to, żeby sąsiedzi, którym tak zarzuca się nękanie sąsiadki, darzyli szacunkiem stróżów prawa czy się ich bali, a wręcz przeciwnie… Dowodem na potwierdzenie tych słów są zdjęcia zakupionych petard, które tylko potwierdzają, że nie zamierzają zmienić swojego podejścia do życia. Na innych, publikowanych w sieci zdjęciach znajdziemy z kolei komentarze typu „JP100%” i inne obraźliwe teksty, za które ostatecznie mogą słono zapłacić. Pytanie tylko kiedy.
Czy ten koszmar kiedyś się skończy? Czy naprawdę trzeba czekać na to, aż komuś stanie się fizyczna krzywda, zanim dojdzie do prawidłowej reakcji? Czy aby przypadkiem cała ta sytuacja już dawno nie wymknęła się spod kontroli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz